Ostry blask zachodzącego słońca oświetlał skalną grotę. Z
otaczającego ją lasu raz po raz słychać było pohukiwanie sów. Wieczór był
wyjątkowo spokojny, choć od północy nadciągały czarne, burzowe chmury. Młoda kobieta
spoglądała na nie od czasu do czasu, nerwowo przygotowując chrust do rozpalenia
ognia. Nagle głośny krzyk, dochodzący z głębszej części groty, oddzielonej
wąskim przejściem, rozdarł błogą ciszę. Kobieta natychmiast podniosła się i
pobiegła w stronę, z której dochodził przeraźliwy płacz dziecka. Niemowlę
leżało w wiklinowej kołysce ustawionej w drugiej części jaskini. Tuż obok
kołyski stała ogromna bestia. Wilk złowrogo wyszczerzał kły, mierząc kobietę
swym straszliwym wzrokiem. Chłopiec płakał coraz głośniej. Potwór bacznie
śledził każdy ruch sparaliżowanej ze strachu kobiety. Nagle, w ułamku sekundy,
spiął się, wbił w ziemię ostro zakrzywione pazury i szykował się do skoku…
Lea
podniosła się oblana zimnym potem. Mechanicznie sięgnęła po sztylet ukryty pod
poduszką i usiadła na łóżku, ciężko oddychając. Znów ta sama wizja, ten
cholerny koszmar. Czy to nigdy się nie skończy? Szybko zsunęła się z posłania i
ściskając w ręce nóż wyszła z sypialni. Przemierzenie długiego korytarza zajęło
jej prawie dwie minuty, tym bardziej, że starała się poruszać jak najciszej.
Tyle razy prosiła, by umieszczono ją w pokoju z dzieckiem lub tuż obok niego,
ale nie, tradycja każe inaczej. Takie są obyczaje i już. Wreszcie dotarła do
celu. Drzwi komnaty były lekko uchylone, choć była pewna, że je zamknęła. Może
Kalias wstawał w nocy i je otworzył? Ale, po co? I czy w ogóle dostałby do
klamki? Delikatnie pchnęła drzwi cały czas ściskając mocno sztylet i uważając,
by ciężkie wrota nie wydały skrzypliwego pisku. Była przerażona, słyszała każde
uderzenie swojego serca i czuła, że lada moment wyskoczy z jej młodej piersi.
Nienawidziła takich sytuacji. Nie nadawała się do tego. Więc dlaczego to
właśnie ona została wybrana? Dlaczego, roztrzepaną i lękliwą dziewczynę
obarczono taką odpowiedzialnością? Dziadek twierdził, że obdarzono ją wielkim
darem, darem mocy. Ono jednak nie czuła żadnej mocy, oprócz mocy paraliżującego
ją strachu. Gdy była małą dziewczynką potrafiła przesuwać wzrokiem różne
przedmioty, teraz jednak nawet to sprawiało jej problemy. „Na wszystko
przyjdzie czas. Twoja moc cię nie zawiedzie, gdy będziesz naprawdę jej
potrzebowała.” – dziadek zawsze powtarzał to, gdy przychodził wieczorem, by
pocałować ją na dobranoc. Jednak mówił to tylko wtedy, gdy dziewczynka już
spała, to znaczy, gdy myślał, że spała, bo w pięćdziesięciu procentach
przypadków Lea udawała, że śpi.
Teraz
jednak nie był to czas na rozpamiętywanie starych czasów. Drzwi powoli
otworzyły się, ukazując ciemne wnętrze komnaty. Lea ostrożnie wsunęła się do
środka. Ścisnęła sztylet jeszcze mocniej, delikatnie unosząc go do góry. W
pierwszej chwili jej wzrok powędrował ku olbrzymiemu łożu ustawionemu przy
ścianie. W porównaniu z jego ogromem leżący na nim pięcioletni chłopiec
wyglądał jak mrówka. Kalias spał w najlepsze. Wokół panowała nadzwyczajna
cisza. Lea przejechała wzrokiem po całym pokoju. Blask ogromnego, pomarańczowego
księżyca, wpadający przez okno oświetlał jedynie część pomieszczenia, więc dla
pewności zrobiła kilka kroków w przód. Pokój był pusty. Oprócz niej i śpiącego
chłopca nie było tam nikogo. Powoli podeszła do starej rzeźbionej szafy. Już
miała ją otworzyć, gdy z drugiej strony pokoju dobiegł ją szmer. Nerwowo
odwróciła wzrok, a jej dłoń automatycznie jeszcze bardziej wpiła się w rękojeść
noża. Nie, to tylko Kalias przekręcił się z boku na bok. Wzięła głęboki oddech
i skierowała się w stronę okna. Wokół panowały istnie egipskie ciemności, więc
Lea poruszała się niemalże po omacku. Przez nieuwagę potrąciła stolik stojący
na samym środku pokoju. Gruba woskowa świeca przewróciła się i wypadłszy z
drewnianego świecznika spadła na ziemię.
- Cholera.
– syknęła dziewczyna, schyliwszy się, by ją podnieść. Spojrzała na chłopca,
który na szczęście nadal spał jak zabity. W końcu dotarła do wykutego w murze
otworu, nazywanego oknem. Wychyliła się i spojrzała w dół. Zakręciło jej się w
głowie. Ach, ten przeklęty lęk wysokości. Spojrzała w górę i jeszcze raz w dół.
Dziedziniec był pusty, co nie stanowiło o tej porze żadnej anomalii. Jedynie
dwa konie uwiązane do pala wmurowanego obok stojącej na dziedzińcu studni,
parskały raz po raz, trącając się pyskami. Już miała odejść od okna, gdy
niespodziewanie usłyszała szmer dochodzący z lewej strony. Tym razem to nie
Kalias, niepokojący odgłos dochodził zza okna.
Ponownie
chwyciła w rękę nóż, który wcześniej położyła na parapecie. „Tam coś jest.”-
pomyślała i wychyliwszy się jeszcze bardziej zaczęła wpatrywać się w
zagłębienie w murze, skąd dochodził dziwny odgłos. Serce znów waliło jej jak
młotem. Wytężała wzrok z całych sił, mrużyła oczy, to znów otwierała je
szeroko, tak, że w końcu zaczęła czuć piekący ból. Oderwała wzrok od muru i
przesunęła go na księżyc, by dać odpocząć oczom. W tym momencie stworzenie
ukryte w nierówności muru zerwało się do lotu i ukazało na tle ogromnego
pomarańczowego koła.
- To tylko
kruk. Tylko kruk wariatko. – powiedziała szeptem do siebie, starając się
opanować nerwy. Odeszła od okna.
„Tam nic
nie ma. Nic nie ma.” – powtarzała sobie w myślach. Powoli wycofała się do
wyjścia. Raz jeszcze zlustrowała cały pokój – każdy kąt, sufit, kominek,
wszystko. Na koniec zahaczyła wzrokiem o łóżko. Kalias spał i chyba śniły mu
się aniołki, gdyż miał uśmiech na twarzy. Lea podeszła i otuliła go grubą
pierzyną. Kucnęła, pogłaskała jego małą, czarną główkę i uśmiechnęła się, po
czym wyszła, cicho zamykając drzwi.
Była
przemarznięta. W zamku panował niemiłosierny chłód, a ona wyszła z sypialni w
samej koszuli nocnej i w dodatku na boso. Teraz pragnęła jedynie jak
najszybciej znaleźć się z powrotem w łóżku. Najgorsze było to, że zło czaiło
się wszędzie i nigdy nie dało się do końca przewidzieć zagrożenia. Nawet teraz
nie była pewna, czy zaraz coś się nie wydarzy. Ale nie, to niemożliwe, przecież
sprawdziła wszystko. W tej twierdzy ukrytej na końcu świata na pewno zarówno
Kalias, jak i ona byli bezpieczni. Jednakże koszmar, który wyrwał ją ze snu,
nie dawał jej spokoju. Takie rzeczy nie śnią się bez powodu. Ten wilk… Przez
chwilę chciała wrócić i jeszcze raz sprawdzić pokój chłopca, ale w końcu
zrezygnowała.
Bycie
strażniczką wiele ją kosztowało. Niekiedy zbyt wiele. Straciła marzenia, plany,
poświęciła całe swoje życie. Teraz miała tylko jeden cel – chronić chłopca za
wszelką cenę, choć tak naprawdę, to sama nawet nie przypuszczała ilu wrogów
może mieć to niewinne pięcioletnie dziecko. Nie zdawała sobie sprawy jak wiele
różnorakich istot (bo nie wszystkich można było nazwać ludźmi) czyha na tego
beztroskiego i zawsze roześmianego malca i jak ważna jest jej rola. A przecież
jest tylko strażniczką, zwykłą strażniczką. Jedną z wielu, jedną z tych, którym
powierzono zmienić bieg historii.
P.S. Mam nadzieję, że blog jest czytelny.